Dzięki scenografii przestrzeń zyskuje nową oprawę, nierzadko zmieniając ją w miejsce magiczne. W telewizji widać tylko część (tę najważniejszą) tego, co dzieje się na planie. Także w scenograficznych zastawkach. Gdyby oko kamery pojechało ciut dalej, tam, gdzie pojechać już nie powinno, to mogłoby się okazać, że w „Ranczowym” biurze PPU nie ma sufitu, piec ma tylko dwie ściany, a z korytarza wilkowyjskiego urzędu wychodzi się prosto na… reżysera przy monitorach. Aktorzy mówią, że musi minąć kilka dni, zanim się oswoją z wnętrzami, które nie są naturalne. Może też dlatego, że trudno przyzwyczaić się do faktu, że, tak jak w przypadku planu „Dziewczyn ze Lwowa” – lodówka nie chłodzi, w kuchennym kranie nie ma wody, schody na klatce za drzwiami wejściowymi, mają tylko kilka stopni, choć to „mieszkanie” na wysokim, trzecim piętrze. Ale, gdyby nasze Lwowianki musiały któregoś dnia otworzyć sypialniane okno, to zobaczyłyby niezwykłej urody ogromną zastawkę przedstawiająca jedną z warszawskich ulic. Jednak magia kina…